Quantcast
Channel: W obronie Wiary i Tradycji Katolickiej
Viewing all articles
Browse latest Browse all 5207

Bioenergoterapia prowadzi do piekła

$
0
0

Rozmowa z Krzysztofem Zielskim, byłym bioenergoterapeutą

Czym jest bioenergoterapia i dlaczego chrześcijanie nie powinni z niej korzystać?
Bioenergoterapia to jedna z metod naturalnego uzdrawiania. Opiera się na przekazie naturalnej energii. Owa terapia w żaden sposób nie została potwierdzona naukowo. Działania takiej energii nie udowodniono ani nie udokumentowano. Radiestezja i bioenergoterapia nie są w stanie obronić się naukowymi argumentami. Idea takiego leczenia polega bardziej na subiektywnym odczuwaniu i na wierze w pewne rzeczy. Efekty terapii (jeśli w ogóle są) należy wiązać z działaniem złego ducha. Odczułem to także na sobie. Od ponad dziesięciu lat współpracuję z egzorcystami i osobami, które uczestniczą przy modlitwach o uwolnienie. Z ich doświadczeń wynika to samo. Pod przykrywką dobrej energii, która uzdrawia, zawsze kryje się działanie złego ducha. Nie znam ani jednego przypadku, który nie byłby kierowany tą złą siłą. Mechanizm zawsze jest taki sam. Chory człowiek, który nie może liczyć na medycynę konwencjonalną, zaczyna szukać ratunku wszędzie, gdzie tylko się da. Z pełnym zaufaniem oddaje się w ręce osoby, która posługuje się energiami, a potem się od niej uzależnia. Bioenergoterapeuta uzdrawia mu np. wątrobę, ale choremu zaczynają szwankować oczy. Kiedy zostaną uleczone, choroba atakuje np. stawy. Chory ciągle wierzy terapeucie, bo nie widzi, że kolejne schorzenia mają związek z bioenergoterapią. Tak zaczyna się błędne koło. Osoba korzystająca z leczenia energią po pewnym czasie może mieć problemy ze sferą sacrum. Odchodzenie od wiary katolickiej zazwyczaj przebiega stopniowo. Bóg z czasem okazuje się być dla takiego człowieka niepotrzebny. Jego miejsce zajmuje bioenergoterapia. Osoba korzystająca z terapii coraz bardziej zaczyna interesować się metodami niekonwencjonalnego leczenia. Czuje się samowystarczalna, wpada w samozadowolenie. Niestety, bywa też odwrotnie i zaczyna zmagać się np. z depresją. Jest przekonana, iż jej życie jest nic nie warte i że może je sobie odebrać.

Dlaczego wykształceni, inteligentni ludzie szukają dziś pomocy u wróżek, uzdrowicieli i jasnowidzów?
Wielu ludzi jednocześnie nazywa chrześcijaństwo ciemnogrodem i biegnie do wróżek, czarowników czy innych przepowiadaczy przyszłości. Współczesny człowiek czuje się zagubiony w obecnym świecie i w tym, co go otacza. Jesteśmy zalewani natłokiem różnych propozycji, nierzadko związanych ze sferą New Age. Dziś kłamstwo powtarzane wiele razy, staje się prawdą. O wizycie u wróżki czy uzdrowiciela mówi się, że „to przecież nic takiego”, że nic się nie stanie, jeśli skorzystamy z ich usług. Kontakt z osobami zajmującymi się czarami i okultyzmem porównałbym do przebywania z osobą zakażoną jakąś chorobą. Jeden zarazi się szybciej, drugi wolniej, trzeci wcale. Dużo zależy też od naszego stanu duchowego, od tego, czy żyjemy w stanie łaski, czy jesteśmy blisko Boga. Jedni są bardziej podatni, inni mniej. Mimo wszystko korzystanie z usług wróżek i uzdrowicieli to dopuszczenie zła do swojego życia i otwieranie furtek, przez które ono wchodzi.

Należy Pan do diakonii modlitwy wstawienniczej. Z jakimi problemami najczęściej borykają się ludzie, którzy uczestniczą w modlitwach o uzdrowienie?
Wielkim problemem są dziś depresja, stany lękowe i brak miłości. Ludzie zmagają się także z uzależnieniem od alkoholu i nikotyny, z kłopotami natury emocjonalnej oraz psychicznej. Wiele osób szuka uzdrowienia z różnych chorób, szczególnie z nowotworów; skarżą się, że otrzymali taką diagnozę i nie wiedzą, co mają dalej robić. Jeśli trafiają do bioenergoterapeutów, ci zalecają rezygnację z leczenia metodami konwencjonalnymi. Wiemy, jak to się zazwyczaj kończy. W przypadku modlitwy wstawienniczej zawsze uzdrawia Pan Bóg. W takim momencie Duch Święty działa jak chce. Nasza ingerencja polega tylko na tym, że modlimy się i prosimy Boga o Jego działanie. Nie zawsze dochodzi do fizycznego uzdrowienia; na ogół dzieje się tak, że osoba, nad którą się modlimy zostaje uleczona duchowo i jest w stanie przyjąć chorobę, odnajduje też sens w tym, co ją spotkało.

Dziękuję za rozmowę.
Not. AWAW Echo Katolickie 3/2015
Za: Fronda

****
Odsłuchaj świadectwa do końca, jak zniewolony energiami warczał na kapłana podczas modlitwy jak pies…

Przeczytaj i posłuchaj a potem sam mocą własnej wolnej woli podejmij decyzję „co dalej”, bo nie można dwom Panom służyć !

zielski1
Mój obraz Boga wzięty był z filozofii Wschodu – że jest to forma energetyczna, przenikająca wszystko.
[…]A teraz zapomnijcie o tym wszystkim, bo ta energia jest inteligentna. Ona sama wie, co ma robić, ona sama uzdrawia. Potem była inicjacja. Mistrz wykonuje nad adeptem jakieś znaki, ale nie wiem dokładnie jakie, bo trzeba mieć wtedy zamknięte oczy i przyjmować to wszystko z zaufaniem. Ja po tym wszystkim czułem, jakbym miał w dłoniach rozpalone kule wielkości piłeczek pingpongowych. Potem mogłem już uzdrawiać
[…] Ksiądz znowu zaczął się modlić. A ja zacząłem się cały trząść. Ręce, nogi, wszystko. Nie do opanowania. Widziałem, co się ze mną działo, ale nie mogłem nad tym zapanować. Nagle ja, 40-letni mężczyzna, zaczynam odsłaniać zęby i warczeć. Jak pies! Ksiądz zaczął się wtedy modlić słowami Pisma Świętego, mówiącymi, że na dźwięk imienia Jezus zegnie się każde kolano. W tym momencie padłem z impetem na klęcznik, który o mało się nie przewrócił

Byłem bioenergoterapeutą….

Wychowałem się w rodzinie właściwie niewierzącej. Chrzest, Pierwsza Komunia – to jeszcze otrzymałem. Ale nic poza tym. Mój obraz Boga wzięty był z filozofii Wschodu – że jest to forma energetyczna, przenikająca wszystko. Ożeniłem się, urodziły się dzieci. Dzieci jak to dzieci – zaczęły chorować. Nic specjalnego: oskrzela, alergie. Ale te choroby były przewlekłe. Zainteresowałem się wtedy medycyną alternatywną. Zaprosiłem do domu bioenergoterapeutę. Przyszedł, zbadał dzieci wahadełkiem, zaczął je uzdrawiać poprzez przekazywanie energii. Przy okazji zbadał też mnie. Stwierdził, że mam bardzo wysoki poziom energetyczny i bardzo mocną aurę. Że mógłbym uzdrawiać samego siebie i swoją rodzinę, tylko powinienem to w sobie rozwinąć. – Niech pan coś poczyta, pójdzie na kurs bioenergoterapii – poradził.

Inicjacja
Poszedłem na kurs reiki. To było 3-dniowe szkolenie. Mistrz opowiadał, jak się używa energii, jak nakłada dłonie. Po tych 3 dniach powiedział: – A teraz zapomnijcie o tym wszystkim, bo ta energia jest inteligentna. Ona sama wie, co ma robić, ona sama uzdrawia. Potem była inicjacja. Mistrz wykonuje nad adeptem jakieś znaki, ale nie wiem dokładnie jakie, bo trzeba mieć wtedy zamknięte oczy i przyjmować to wszystko z zaufaniem. Ja po tym wszystkim czułem, jakbym miał w dłoniach rozpalone kule wielkości piłeczek pingpongowych. Potem mogłem już uzdrawiać.
Po 2 miesiącach przeszedłem jeszcze drugi stopień kursu reiki – uzdrawianie na odległość, przesyłanie myśli. Czy to działa? Tak. Siedziałem sobie, na przykład, w autobusie i uzdrawiałem z bólu głowy osobę siedzącą kilka rzędów foteli ode mnie. Kiedyś wszedłem do sklepu i widziałem, że sprzedawczyni źle się czuje. – Mogę pani pomóc – powiedziałem. Zrobiłem 15-minutowy seans. Poczuła się lepiej, głowa przestała ją boleć. A za 2–3 dni poprosiła, żebym tak samo uzdrowił jej męża. Podobnie było z moim sąsiadem. I tak to szło – z ust do ust, taka szeptana reklama.

Skręć pod tira
Otworzyłem własny gabinet bioenergoterapii. Przyjmowałem 5–6 osób dziennie. Seans trwał godzinę. Chciałem być uczciwy, więc pytałem, ile „pacjent” zarabia na godzinę. I tyle od niego brałem jako honorarium. W sumie zajmowałem się bioenergoterapią 17 lat. Potem przestałem. Znalazłem lepiej płatne zajęcie, ale przede wszystkim chciałem być uczciwy. Widziałem, że moje seanse jednym pomagają, a innym nie. Drażniło mnie podejście kolegów z branży, którzy mówili, że bioenergoterapia to panaceum, pomaga na wszystko. Nie pomagało na przykład mojej rodzinie. Dopiero później dowiedziałem się, dlaczego.
W dodatku zaczęły się dziać dziwne rzeczy. Kiedy uzdrawiałem chorego na nowotwór, jego ból jakby przechodził na mnie. Dwa czy trzy razy straciłem przytomność. Karetką zawozili mnie do szpitala, a tam po serii badań okazywało się, że wszystko jest w porządku. To mi jednak dało do myślenia. Jednocześnie zacząłem wpadać w depresję. Cały czas miałem myśli samobójcze. Jechałem samochodem i ciągle słyszałem w głowie: „Skręć w drzewo”, „Wjedź pod tira”. Moje małżeństwo stanęło na skraju rozpadu. Jeden wielki bezsens.

U Archanioła
Żona widziała, co się ze mną dzieje. Usilnie namawiała mnie, żebym poszedł na rekolekcje parafialne. – A po co? Żeby wysłuchiwać kolejnego księdza, mówiącego o aborcji? Przecież zawsze byłem przeciw aborcji – odpowiadałem. W końcu jednak uległem i dla świętego spokoju poszedłem na te rekolekcje do gliwickiego kościoła św. Michała Archanioła. Pierwszy raz w życiu usłyszałem zakonnika, który głosił słowo z wielką mocą. Było widać, że żyje tym, o czym mówi. – Panie Boże, jeśli jesteś, wyciągnij mnie z tego. Ja już po ludzku nic nie mogę zrobić – powiedziałem. Po raz pierwszy świadomie wezwałem Boga.
To był moment zwrotny. Potem pojawili się przyjaciele z młodości, którzy – jak się okazało – już wcześniej się nawrócili i modlili się o moje nawrócenie. Modliła się też moja żona. Ona już przedtem prowadziła życie sakramentalne. To dlatego moje czary – tak, to były czary! – nie działały na nią. To dlatego mistrz mówił mi, że żona blokuje mój rozwój. Że powinienem się z nią rozstać. I pamiętam, że wtedy rozważałem taką możliwość. Przyjaciele z „Mamre” zaprosili mnie na Mszę z intencją uzdrowienia, prowadzoną w częstochowskiej katedrze przez katolicką wspólnotę Przymierze Rodzin „Mamre”. – Po co? Nie ma sensu siedzieć tam tyle godzin – mówiłem. Ale w końcu pojechaliśmy całą rodziną.

Trudna prawda
Wszedłem do katedry i – szok! Zobaczyłem pełny kościół ludzi, i to nie jakichś smutnych chrześcijan, ale ludzi szczęśliwych, wielbiących Boga. To już zrobiło na mnie wrażenie. Po Mszy była modlitwa uwielbienia. Pierwszy raz zobaczyłem działanie charyzmatów: proroctwa, słowa poznania, spoczynku w Duchu Świętym. Podeszła do mnie koleżanka i powiedziała: „Mam dla Ciebie słowa poznania, słowa od Boga, ale… one są trudne. Nie wiem, czy mogę ci to powiedzieć”. Te słowa były takie: „Jeśli się nie nawrócisz, zginiesz ty i twoja rodzina. Ale jeśli się nawrócisz, Bóg obiecuje ci, że nawróci się także twoja rodzina (w domyśle: moi rodzice i siostra).
Te słowa utkwiły we mnie bardzo mocno. Czułem, że to nie jest jakiś wymysł. Są w życiu takie momenty, kiedy człowiek wie, że to jest to. – Co mam dalej robić? – spytałem koleżankę. – Poproś o modlitwę wstawienniczą o uwolnienie od wpływu bioenergoterapii – odpowiedziała. Ustawiłem się więc w kolejce do grupy, która modliła się z moderatorem „Mamre” ks. Włodzimierzem Cyranem. Czekałem na modlitwę nade mną, ale zanim się doczekałem, spotkanie dobiegło końca. Zaprowadzono mnie wtedy do siostry zakonnej Doroty. – Ale ty nie byłeś u spowiedzi. Najpierw się wyspowiadaj – powiedziała, a ja zacząłem się zastanawiać, skąd ona może wiedzieć, że nie byłem u spowiedzi.

Dziwne rzeczy
Wróciłem tam po miesiącu, ale już po spowiedzi. To była moja pierwsza spowiedź po wielu latach. Nie było w niej nic nadzwyczajnego. Ale kiedy ks. Włodzimierz zaczął się nade mną modlić, zaczęły się dziać dziwne rzeczy. Ksiądz spytał: – Jak się czujesz? – Chce mi się z tego wszystkiego śmiać – odpowiedziałem. Ksiądz znowu zaczął się modlić. A ja zacząłem się cały trząść. Ręce, nogi, wszystko. Nie do opanowania. Widziałem, co się ze mną działo, ale nie mogłem nad tym zapanować. Nagle ja, 40-letni mężczyzna, zaczynam odsłaniać zęby i warczeć. Jak pies! Ksiądz zaczął się wtedy modlić słowami Pisma Świętego, mówiącymi, że na dźwięk imienia Jezus zegnie się każde kolano. W tym momencie padłem z impetem na klęcznik, który o mało się nie przewrócił. To było niesamowite uczucie – małości człowieka i wielkości miłości Boga. Poczułem Jego dotknięcie.

Magia – cała prawda
Walka trwała jeszcze półtora roku. Wspólnota modliła się o moje uwolnienie. Nade mną i moją rodziną (która też podlegała wpływowi bioenergoterapii) modlił się też ksiądz egzorcysta. Kiedyś doszło do manifestacji diabelskiej – byłem w pełni świadomy, chciałem wejść do kaplicy, ale moje nogi… szły w przeciwnym kierunku. Kiedy po niespełna godzinie jednak wszedłem do tej kaplicy, poczułem, że coś ze mnie wyszło. Zacząłem prowadzić życie chrześcijańskie: modlitwa, spowiedź, Msza. Zostałem też członkiem wspólnoty „Mamre”. Spaliłem 50 kg książek okultystycznych, które kiedyś studiowałem. Dziś pomagam ludziom, którzy przechodzą to, co ja. Wszystko to pod kontrolą Kościoła, kapłana – to podstawa. Jeździmy po całej Polsce, organizujemy sympozja pt. „Magia – cała prawda”. Ludzie różnie na to reagują. Czasem atakują: „Co w tym złego?!”. Albo mówią: „Ja w to nie wierzę”. Co wtedy? Mogę tylko opowiedzieć to, co mnie spotkało.

Jarosław Dudała (Gość Niedzielny, 06.04.2010)
Źródło: http://www.zywawiara.pl/swiadectwa/art-92.html

Oglądaj – część I spotkania z panem Krzysztofem


Kategoria: Wydarzenia Tagged: . Krzysztof Zielski, bioenergoterapia, dręczenie, piekło, zniewolenie

Viewing all articles
Browse latest Browse all 5207

Trending Articles


TRX Antek AVT - 2310 ver 2,0


Автовишка HAULOTTE HA 16 SPX


POTANIACZ


Zrób Sam - rocznik 1985 [PDF] [PL]


Maxgear opinie


BMW E61 2.5d błąd 43E2 - klapa gasząca a DPF


Eveline ➤ Matowe pomadki Velvet Matt Lipstick 500, 506, 5007


Auta / Cars (2006) PLDUB.BRRip.480p.XviD.AC3-LTN / DUBBING PL


Peugeot 508 problem z elektroniką


AŚ Jelenia Góra