Jezus, Maryja, Józef – Trzy Najświętsze Serca niech zatryumfują!
Drodzy Przyjaciele, członkowie moich „Margaretek”, Uczniowie Szkoły Krzyża, Dusze-Ofiary, ziemscy „Aniołowie krawędzi”! Pan blisko jest! Maranatha!
Tym razem Mszę świętą dziękczynno-błagalną w Waszych intencjach zapisałem pod datą 12 grudnia, o godzinie 19.00, w dniu Matki Bożej z Guadalupe. Będziemy gorąco prosić, by nasza Mama Niebieska była dla nas Stolicą Mądrości, Uzdrowieniem Chorych, Wspomożycielką w naszych kłopotach, Pogromczynią duchów piekielnych, Nauczycielką na drogach Ewangelii, Królową, przygotowującą w Polsce tron dla swego Boskiego Syna. Będziemy Jej wynagradzać za miecze przebijające Jej Serce, za profanacje, za Jej krwawe łzy w tylu figurach i obrazach, które wylewa, widząc nasze dziś i na nasze jutro… Zapraszam Was wszystkich do duchowej łączności, a najbliżej mieszkających – do zawitania w moje skromne progi. Może nie będzie jeszcze ślizgawicy, a ciemności dadzą się pokonać. Tegoroczna zima na razie przypomina mi szczęśliwe 25-lecie, opisane w powieści, kiedy to będziemy mieli w Polsce roślinność śródziemnomorską, a wyciągi narciarskie okażą się niepotrzebne – zaśnieżonych stoków trzeba będzie szukać daleko!
Już zima? – może się zdziwicie? Ależ oczywiście: pory roku mają 3 miesiące, słoneczny środek zimy to najdłuższa noc w roku (22 XII), odliczmy od niej półtora miesiąca w naszą stronę i jaką datę otrzymamy? 8 listopada. Odliczmy w drugą stronę – naprzód – półtora miesiąca, by mieć słoneczny początek wiosny: 5 lutego. Mój organizm nie da się oszukać ogłoszeniom, że Boże Narodzenie to dopiero „początek zimy”! Oczywiście zimne i ciepłe wiatry wieją po swojemu i klimat nie musi odpowiadać pozycji słońca na niebie.
W sferze ducha jest jednak w ostatnich latach tak wielka „zima” wokół nas, że nasze życie staje się smutne, a nawet pełne jakiegoś tragizmu. Ludzie zamknęli serca na ogień Bożej miłości, czyż więc może nas dziwić, że i siebie nawzajem traktują często gorzej niż dzikie bestie? Gdy pytają mnie, dlaczego nie wywieszam flagi narodowej 11 listopada ani nie mówię o święcie niepodległości, odpowiadam, że moja biedna Polska na prawie wszystkich płaszczyznach życia jest zniewolona, skuta kajdanami gorzej niż w przeszłości, więc o jej niepodległość trzeba Boga błagać, a nie ją świętować: „Ojczyznę wolną racz nam wrócić Panie!”.
O niewoli gospodarczej – chyba wiele mówić nie trzeba; kto ma stały kontakt z katolickimi środkami przekazu, ten potrafi ją łatwo zdefiniować, nawet gdyby żył na odludziu i nie widział jej na własne oczy. Względnie nieliczni rozkradli majątek narodowy, choć tę kradzież ubierają w piękne hasła, a przez to całe miliony wpędzili w biedę. O wielkich „aferach korupcyjnych” zaledwie się wspomina, a o największej, wprost gigantycznej kradzieży cicho w mediach, chociaż dotyczy aż połowy dochodu narodowego! Nie był to wprawdzie dochód uczciwy, gdyż żerował na zniewoleniu członków rodzin, przeważnie mężczyzn, wpędzając całe rodziny w nędzę, powodując rozpad małżeństw, choroby, wypadki, samobójstwa i inne nieszczęścia. Mimo to jednak ten dochód skutkował tym, że armia pijaków i alkoholików żywiła całą armię urzędników i innych pracowników społecznych, umożliwiała pomoc Państwa dla najuboższych, a nawet drogie leczenie zniewolonych w placówkach państwowych. Gdy kolesie rozkradli gorzelnie i winiarnie państwowego monopolu spirytusowego (a więc źródło połowy dochodu narodowego), wpędzili Polskę w ogromną biedę, z której nie wyjdzie własnymi siłami, choćby sprzyjały nam wszystkie inne okoliczności! Te inne jednak najwyraźniej nie sprzyjają, gdyż Polską rządzą raczej wrogowie, niż jej przyjaciele. Oto nasza „zielona wyspa”!
Gorsza jednak jest niewola ducha! Dzięki telewizji szatan zawładnął umysłami i sercami milionów widzów
– od najmłodszych do najstarszych, choć na tych młodszych i średnich ma także ogromny wpływ przez inne środki, chyba z komputerami na pierwszym miejscu. Wtargnąwszy do domów i stawszy się nauczycielem rodzin, zdobył tę twierdzę, której dawniej nie mógł sforsować, nawet w czasie wojen i rozbiorów. Nasi przodkowie, trzymając się wiary i kochając Ojczyznę, pielęgnując dobre obyczaje, wprowadzali przecież w życie słowa „Roty” Marii Konopnickiej: „Twierdzą nam będzie każdy próg”.
Światłe umysły biją na alarm wołając: „Nie poznaję już mojej Polski!”, kto jednak chce ich słuchać? Ja też jej nie poznaję! Włosy się jeżą, gdy się zobaczy np. adorację diabła, wykrzyczaną na scenie przez Edytę Górniak, oddającą mu swoją duszę na kolanach, w pokłonie aż do ziemi. Piosenkarka błaga demona, by uczynił ją bogatą i by mogła żyć według jego zasad, a otaczająca ją widownia podpisuje się swoją żywą reakcją pod jej bluźnierczą „litanią do szatana”, parodiującą wyraźnie Litanię Loretańską!
Co jeszcze nowego zdoła wymyślić piekło w prawodawstwie, światowym i polskim, by nas zaszokować, a uchwalających jego prawa sowicie nagrodzić? Dokąd ludzie, chcący uchodzić za poważnych, będą zasiadać w fotelach sejmowych razem z osobą, do której mówiono per „Panie ośle”, a od pewnego dnia przebiera się ona za kobietę i żąda uznawania ją za „panią”? Jeżeli tacy ludzie za nasze pieniądze będą rozdawać dzieciom w przedszkolach „kuferki małego masturbatora” i od chłopców żądać, by przebierali się za dziewczynki, a podpisywać się pod zabijaniem w łonach matek tych dzieci, u których wykryto rzekomo choroby lub wady rozwojowe – czy Bóg na sądzie nie zapyta właśnie nas, dlaczego na to pozwoliliśmy?! Czy brakuje nam, wspomnianych przez Boskiego Nauczyciela, „kamieni młyńskich”, by gorszycielom uczepić je do szyi i utopić ich w morzu, zanim na większą skalę zdążą wprowadzić w życie swój niecny proceder?!
Są w Polsce, choć jakże nieliczne, diecezje, których arcypasterze dostrzegają granicę deprawacji nie do przekroczenia i ogłaszają mobilizację. Dopóki nie pójdą za nimi pozostali, póki nasz naród się nie obudzi i nie padnie przed Bogiem na kolana i nie dostosuje się do Jego oczekiwań, nasze cierpienie będzie wzrastać, a Kościół Chrystusowy będzie coraz bardziej opluwany, upokarzany, a nawet zwalczany przez ludzi szatana, nie przebierających w środkach. Nasza Polska, jak napisał Juliusz Słowacki w swoim wierszu „A jednak ja nie wątpię…”, dotąd będzie krzyżowana, aż się na tyle duchowo wzmocni w cierpieniu, że Bóg będzie mógł ją z krzyża „odpiąć”. Inaczej, wg poety, „zwaliłaby się jak trup”. Całujmy więc rękę Boga, także gdy krzyżuje nas rękami wrogów Ojczyzny, Ewangelii i Kościoła, i wykorzystajmy ten trudny czas… dla własnego duchowego rozwoju, a nie do wciąż niedokończonego biadolenia! „Zło nazywać po imieniu” – czego domagają się ludzie zatrwożeni naszym losem – nie jest trudno, i to całymi godzinami, ale co dalej? Dochodzą do konkluzji jakże niepewnej: „idźcie do wyborów i wybierzcie tych najlepszych”. Czy najgorsi nie mają środków, by siebie samych „wybrać” (jak to dotąd czynili), skoro liczenie naszych głosów jest w rękach naszych nieprzyjaciół?!
A my mamy zło dobrem zwyciężać, nie czekając aż do „wyborów”! I to zaczynając od naszego najbliższego otoczenia. Miłość bliźniego jest zawsze możliwa, nawet w najtrudniejszych warunkach i sytuacjach – możliwa aż do heroizmu, aż do poświęcenia za niego życia. Tą ideą żyli pierwsi chrześcijanie, nie czekając na „lepsze czasy”, lecz wprost przeciwnie: te „złe czasy” wykorzystując do świadczenia miłości. Nie rozkładajmy bezradnie rąk twierdząc, że „nic nie da się zrobić”, gdyż będzie to nieprawdą. Zawsze istnieje przecież jakieś minimum dobra, za które jesteśmy odpowiedzialni. Zawsze dysponujemy różnymi rodzajami broni przeciwko piekłu (nie musimy koniecznie poznawać jej skuteczności – wystarczy, że Bóg ją zna). Zawsze są wokół nas ludzie od nas biedniejsi, bardziej cierpiący, poranieni przez życie i wymagający pomocy, nieraz natychmiastowej. A „czas to miłość”, jak stwierdził kardynał Stefan Wyszyński. Skoro czasu cofnąć nie można, nie wrócą już nigdy sytuacje, specjalnie dla nas przez Boga stworzone do okazania bliźnim miłości. Pytam więc: czy nie mogli rodzice postawić w domu skarbonki z napisem „Dla biedniejszych od nas” albo „Na misje”, jak sugerowałem niejednym, tylko czekali z tym, aż dzieci dorosną? Dlaczego więc teraz płaczą, że dzieci nie mają dla nich serca, skoro im samym go zabrakło dla najbiedniejszych? Dlaczego tak je wychowywali, że dobre było tylko to, co miało służyć własnej rodzinie, a ci za progiem domu byli im obojętni? Dlaczego zdobywali środki na jakże drogie pielgrzymki, np. do Guadalupe w Meksyku lub do Kibecho w Afryce, gdy wokół nich szalała bieda i bliźni przymierali głodem? Poczytajmy życiorysy świętych, a nam wszystkim zrzednie mina pod wpływem tej lektury i nabierzemy pewności, że rzeczywiście „czas to miłość”! Żyjąc w czasie (jakże krótko!), musimy przecież zdążyć zasłużyć sobie na szczęśliwe życie wieczne.
Życzmy sobie nawzajem, Drodzy Przyjaciele, aby zbliżająca się Uroczystość Bożego Narodzenia nie była tylko okazją do roztkliwiania się dzieci, wpatrzonych w żłóbek betlejemski i współczujących zmarzniętemu Dzieciątku, ale poruszyła nasze serca, do których puka Jezus, utożsamiający się z najbiedniejszymi i najbardziej potrzebującymi. Darujmy sobie wspieranie deprawującej młodzież „orkiestry świątecznej pomocy”, a za to okażmy prawdziwą, hojną i skuteczną pomoc tym bliźnim, których Bóg stawia na drodze naszego życia.
Wdzięczny Wam za duchową łączność, za wspieranie mnie i moich modlitwą, na Nowy Rok i na całe dalsze życie błogosławię Was w Imię Ojca i Syna i Ducha Świętego.
ks. Adam Skwarczyński
PS 1. Na czyjeś wątpliwości odpowiadam: mimo odgórnych głosów odmiennych w Kościele katolickim (bo w prawosławnym nic się nie zmieniło) dla mnie Adwent pozostał okresem pokuty, a rekolekcje adwentowe – najznamienitszym z uczynków pokutnych, jeśli prowadzą do nawrócenia. Jeśli nazwiemy go tylko „radosnym oczekiwaniem” – zapytam: na co? Na Paruzję Pana Jezusa, podobną do „dni Noego” i do straszliwego potopu? Na nagłe przepołowienie ludzkości, gdy „jeden będzie wzięty, a drugi zostawiony”, jak dzisiaj czytamy…?
PS 2. Do listu, wysyłanego pocztą zwykłą w kopertach, dołączam dwa teksty, które ostatnio w swojej poradni najczęściej dawałem tym, którzy chcieli walczyć z szatanem, uderzającym w nich i wchodzącym między nich a bliźnich, jak też poprawić swoje relacje z bliźnimi i przyprowadzić ich do Boga. Oba teksty: „Moja walka z szatanem” oraz „Metoda ks. Ivancicia” (z moim dodatkiem o wykorzystaniu wyobraźni) znajdują się w internecie, na stronie http://wobroniewiaryitradycji.wordpress.com pod zakładką z moim nazwiskiem.
Ks. Adam Skwarczyński – Moja walka z szatanem
Metoda modlitwy wstawienniczej o uwolnienie, o uzdrowienie – Rekolekcje z ks. T. Ivanciciem
Filed under: Aktualności Tagged: Aniołowie Krawędzi, Dusze-Ofiary, ks. Adam Skwarczyński, Margaretki
